lip 16 2010

Urodziny


Komentarze: 1

 

  Gdy się obudziłam, promienie słoneczne głaskały moją rozczochraną czuprynę. Jeszcze dobrze

nie otworzyłam oczu, a zdałam sobie sprawę z tego że dziś są moje urodziny 5 września... tak moje wymarzone

14 urodziny. Przynajmniej na tyle wyglądałam, bo tak na prawdę liczyłam niespełna 4 i pół. Przetarłam

oczy i szybkim krokiem zmierzałam ku garderobie. Zdecydowanym ruchem włożyłam na siebie zieloną bluzkę i śnieżno białe spodnie. Z góry

zakładam, że Alice będzie kazała mi się przebrać w sukienkę...

-Nessie, czekamy na ciebie- powiedział ze spokojem mój wiecznie młody niczym bóg tata. Nawet gdybym

chciała nie umiałabym mówić do niego po imieniu.

-Już idę- odpowiedziałam, lecz nie zabrzmiało to zbyt przekonywująco.

   Po jakiś 5 minutach znalazłam się przy moich rodzicach. Pocałowałam mamę w policzek i przytuliłam się do taty. Edward oczywiście wiedział o co mi chodzi, ale nie dawał nic po sobie

poznać. Jedyne co mnie w nim wkurzało to to, że nic przed nim nie mogłam ukryć.

- Panno Cullen- rzekł zniecierpliwiony ojciec- ile jeszcze czasu zamierzasz się przygotowywać- dodał

 po tym jak w mgnieniu oka znikłam.

-Już idę, idę-odpowiedziałam a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Pocałował mamę i ruszyliśmy do pozostałych, czyli wujków, cioć i dziadków. Zawsze czułam, że jestem zabawką mojej rodziny. Od kiedy mama nie poddaję się Alice, to ja jestem teraz dręczona przez ciotki, chociaż nie ukrywam, że mi się to podoba. Alice wiecznie mnie przebiera i zabiera na zakupy, Rosalie mnie maluje skrycie mówiąc to też mi się podoba / chociaż nie wiem po co jak i tak kosmetyki na mnie nie działają zbyt widocznie dla inny, tzn. nikt poza wampirami ich nie widzi na mojej cerze/, Emmett...mmm z Emmettem mogę się siłować na rękę, chociaż często przegrywam, chyba że pomoże Rosalie jakimś czułym słówkiem... no i jeszcze Jasper, który wiecznie steruje moimi uczuciami dla zabawy...:)

   Weszliśmy do domu i moim oczom ukazała się cała rodzinka razem z Jacobem, Sethem...z dziadkiem Charliem miałam sie spotkać po południu.

-Niespodzianka- krzyknęli razem, chociaż wystarczyło by gdyby szepnęli.

Przez chwilę zaniemówiłam. Spodziewałam się przyjęcia, ale Alice przeszła samą siebie. Edward uśmiechnął się szeroko, bo chyba wyczytał w moich myślach o co chodzi. Pierwsza podeszła do mnie

Alice i Rosalie. Nie wiem dlaczego ale wszyscy dziwnie patrzyli,a w szczególności mama.

-Wszystkiego najlepszego Nessie- rzekła. -Mam nadzieję, że nie lubisz swojej garderoby...aż tak bardzo...-dodała z wahaniem i uśmiechnęła się chochlikowato. "Co takiego?" pomyślałam. Jasper od razu wychwycił moje zdziwienie

 ale popatrzyłam na niego takim wzrokiem, że przestał używać swojego daru.

-A o co chodzi?- zapytałam nie pewnie.

-Wymieniłam ci całą garderobę... chyba nie masz nic przeciwko- powiedziała pewniej- z tych już wyrosłaś, a teraz widzę, że i tobie trzeba pokazać do czego służą sukienki i spódniczki. Tata, Jasper i Emmet zachichotali , a Alice rzuciła im gniewne spojrzenie.

- Jasne, że się...-usłyszałam jak tata dość głośno chrząknął...- jasne, że się nie gniewam- powiedział nie śmiało. Zobaczyłam w jej oczach, że nie była zachwycona z mojej wypowiedzi, więc dodałam, szybko:

-Mam nadzieję, że to coś kolorowego.-teraz zauważyłam, że mój ulubiony chochlikowaty uśmieszek znowu

 zawitał na jej twarzy- sama zobaczysz, będziesz zadowolona. Mama przytuliła mnie mocno i wręczyła mi coś małego, co mieściło się w jednej ręce.

-To prezent ode mnie i od taty- powiedziałam mi do ucha.

W tej chwili ujrzałam to o czym marzyłam, ale nikomu nie mówiłam...ach tak- tata, przed nim nic się nie ukryje.

W mojej ręce leżał nowiuteńki, czerwony telefon komórkowy.

-Dziękuję, dziękuję, dziękuję- krzyknęłam i rzuciłam się tacie na ręce. Skorzystałam z tego, że obok stała mama i obydwojgu dałam po buziaku.

-Dość tych wzruszeń- powiedział Emmett.- Więc tak... ja i Jasper nie chcieliśmy się mieszać do prezentów Rosalie i Alice więc damy ci coś wystrzałowego. Rosalie dała Emmetowi sójkę w bok co spowodowało chichot w całym pomieszczeniu. Moim oczom ukazała się super wieża oraz szeregi płyt z nowoczesną muzą. "Tak" pomyślałam. Mama i tata słuchają dziwnej i

 nie dzisiejszej muzy... nudziło mi się przy niej a kiedyś nawet zasnęłam.

-Wow...dziękuję-jednym krokiem znalazłam się przy wujkach i ich przytuliłam.

-Myślę, że ten prezent też ci się spodoba- powiedział z zachwytem w głosie Carlise - ze starych już wyrosłaś. To powiedziawszy wskazał na nowiuteńkie rolki. Rzuciłam się dziadkowi i babci Esme na szyję, a ta z uśmiechem przytuliła mnie do siebie.. Od tych podziękowań zaczynały mnie boleć ręce... choć to nie możliwe.

 

W tej chwili usłyszałam bicie serca osoby, która stała za mną. Tak to był on. Krótkie kruczoczarne włosy i ciemna

 karnacja. "Jacob" pomyślałam, "mój Jacob" dodałam.

-Mój prezent dostaniesz na spacerze... wieczorem- rzekł mi do ucha, chociaż i tak wszyscy usłyszeli. Uśmiechnęłam się nieśmiało i zaczęłam rozpracowywać mój nowy, własny telefonik.

Dużo wrażeń, "za dużo". W tej chwili znalazłam się przy mamie, która chyba karciła Alice.

-O czym myślisz?- zapytał mnie Jacob gdy wszyscy się rozeszli. Emmett, Jasper i Seth oglądali jakiś

 mecz, Rosalie dyskutowała z Esme, dziadek przeglądał jakieś książki a rodzice i Alice o czymś rozmawiali.

-A tak sobie rozmyślam... o moim wieku- dodałam z wahaniem- robię się coraz starsza. Jacob się uśmiechnął i mnie przytulił.

W tej chwili zauważyłam, że Edward z dziwnym wyrazem twarzy spojrzał na mnie. "Coś się stało tato?" zapytałam go w myślach. Nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się łobuzersko i pocałował mamę.

17 lutego 2012, 10:49
hej dlaczego ściągnęłaś te rozdziały!!!!!!!!!!!!

jesteś aż takim beztalenciem żeby od kogoś kopiować? lepiej to usuń i napisz coś od siebie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dodaj komentarz